wtorek, 16 sierpnia 2016

Dylematy vol.3



 Spacer I

No i poszłam z małym wilczastym psem na spacer. I, cholera jasna, jeszcze bardziej nie wiem. Jest tak wydygana po opuszczeniu schroniska, że chodzi wyłącznie przy nodze, uwalając się na niej prawą łopatką, lub pomiędzy nogami i dyszy. Nie odmawia pójścia gdziekolwiek, pod warunkiem, że znajduje się pod człowiekiem. Jak usiadłam w trawie zapakowała mi się na kolana i tyle. Odbiegłam od niej i w żaden sposób nie byłam w stanie sprawić, żeby zrobiła w moja stronę choć krok, podeszła dopiero, kiedy zbliżyłam się na jakieś półtora metra. W schronisku biega luzem, zaczepia inne psy, sprawdza gdzie jestem i dalej biega. Wesoła, łagodna. Hmm.

Spacer II

Tym razem towarzyszyła mi Sheala. Miałam nadzieję, że wilczasta (nie nadawałam jej imienia, schroniskowego też nie ma, a że i ona i S. są owczarkowe i płci żeńskiej bezmacicznej, to łatwo się pogubić w określaniach typu "suka" czy "owczar") trochę otworzy się przy innym psie. Tja. W schronisku ignorowała Shealę, na spacerze nie podejmowała zabawy, bo była zbyt zajęta uwalaniem się na mojej nodze. Moja królewna za to zasłużyła na medal za delikatność, cierpliwość, nienachalne okazywanie zainteresowania i bycie ideałem.

Odkryłam chyba w czym leży problem - nigdy wcześniej nie nosiła obroży i nie miała przypiętej smyczy. Różnica pomiędzy psem, który ma coś na szyi i psem biegającym "nago" jest kolosalna. Zachowuje się jakby obroża zadawała jej ból, a kiedy smycz przypadkiem zaplącze się jej między łapy zaczyna prawdziwy taniec świętego Wita, skacze, ucieka, pełznie, błaga świat o wybaczenie i zaprzestanie tych tortur. Popytałam o jej przeszłość - wygląda na to, że od zawsze jest bezdomna, co wiele tłumaczy i niestety, nie nastawia mnie zbyt optymistycznie, choć przyznaję, że podczas spaceru było kilka chwil, kiedy szła luźno, nawet merdała ogonem i ogólnie odpuszczała.

Na ten moment nie jestem w stanie sprawdzić jej nastawienia na pracę, zabawki, żarcie, bo w schronisku lata pomiędzy boksami, melduje się na kilka sekund przy człowieku, sprawdza zapachy i ogólnie ma masę roboty - co w zasadzie nie jest żadnym wyznacznikiem, bo 90% naszych psów tak robi, a na zewnątrz jest jak jest. Ale przede wszystkim nie jestem w stanie tego sprawdzić, bo choć z natury sunia wydaje się słodka i socjalna, tylko ekstremalnie nieśmiała, to tak naprawdę jej nikt nigdy nie pokazał koncepcji współpracy z człowiekiem i zabawy innej, niż z drugim psem.

Jest ogromna przepaść pomiędzy nią, a Shealą za czasów schroniska i niestety nie mam złudzeń co do ilości pracy, którą należałoby włożyć, żeby zwykłe codzienne czynności przestały być problemem. Sheala ma swoje odpały, ale nigdy nie miała problemu, żeby załatwić się w obecności człowieka - wilczasta ma. To jest zupełnie inna skala braków wychowawczych  i muszę poważnie przemyśleć kwestię tego, czy jestem gotowa socjalizować nastolatka, który jest niemal półdziki. Przemawia za nią wrodzona chęć bycia przy człowieku, szukania u niego ochrony (przed obrożą na przykład), niepoprawna łagodność nawet w dużym stresie i całkiem fajna budowa. Wszystko inne, włączając w to moje oczekiwania i rozsądek, jest przeciwko.  Niestety serce też zdążyło się już wtrącić.

piątek, 12 sierpnia 2016

Ogolony pies - skrzywdzony pies?




Dziwna to sprawa, że strzyżenie psa rodzi wśród psiarzy tak oszałamiające różnice zdań i takie zażarte kłótnie. Zupełnie nie jestem w stanie ogarnąć, co tak bulwersuje przeciwników golenia, że gotowi są prowadzić wojny podjazdowe przez całe godziny jeśli nawet nie dni.

Znam na pamięć argumenty w tej dyskusji - sierść ma być izolatorem, który zimą chroni przed chłodem, a latem nie dopuszcza do przegrzania. Wyczesanie podszerstka powinno załatwić problem upałów i wielogodzinnego schnięcia. Tyle teorii. Niestety żywe organizmy nie zawsze potwierdzają teorię praktyką, szczególnie organizmy, których cechy gatunkowe zostały szalenie rozbudowane i pozmieniane przez mniej lub bardziej celową hodowlę. Wierzę, że wilk europejski doskonale radzi sobie z mrozami i z upałami, a osobniki, które mają wadliwą sierść dostają w pakiecie spore szanse na zakończenie żywota zanim przekażą swoje geny - sęk w tym, że wilk europejski nie jest zwierzęciem udomowionym i ponosimy za niego taką tylko odpowiedzialność, jaką narzuca nam konieczność dbania o naturę (co i tak niektórych przerasta, ale dziś nie o tym).

Haszczakowy kumpel Sheali, mimo że husky nie jest rasą wyhodowaną do bytowania w środkowej części Europy, radzi sobie doskonale z dowolną temperaturą. Sheala ma beznadziejną sierść - latem jej gorąco, zimą dygocze. Spokojnie, nie przekaże tej ciulowej sierści dalej - jest wysterylizowana. Zupełnie na marginesie - czytałam gdzieś, że długowłose owczarki niemieckie dlatego były przez lata eliminowane z hodowli, że właśnie gen niosący ze sobą długą sierść niósł również pogarszanie się jakości podszerstka w każdym kolejnym pokoleniu. Nie wiem na ile to prawda, ale jeśli ktoś posiada w tym temacie rzetelne informacje, to będę bardzo wdzięczna, jeśli się nimi ze mną podzieli.

Przyznam bez bicia - strzygę. Ma to zastosowanie głównie na żaglach, bo długowłosy pies nam po prostu kiśnie - naturalnie suka schnie kilka - kilkanaście godzin, wyobraźcie więc sobie, co się dzieje, kiedy wyłazi z wody na łódkę, nie dosycha, za kilka godzin znów wchodzi do wody, żeby wyjść na brzeg też musi się zmoczyć, a skacząc nie ma szans nie opryskać się do połowy, znów nie dosycha - po dwóch dniach śmierdzi jak zepsute kiszone ogórki (wiem, że kiszone to w gruncie rzeczy zepsute, ale chodzi mi o takie zepsute, kiedy otwieracie słoik i ogórczana osobowość łuszczy farbę ze ścian i nabłonek w nosie). Ostatni wypad przerobiliśmy z psem długowłosym (maszynka się zepsuła i wprawdzie strzyże, ale warczy przy tym tak, że mi głowa pęka po pięciu minutach, nawet nie chce myśleć, co czuje pies), co zaowocowało futrzakiem wilgotnym całą dobę, roztaczającym smród w upale i dygoczącym przy wieczornych chłodach. Miodzio.

Kolejnym powodem, dla którego strzygę, jest to, że mojemu psu jest po prostu chłodniej. Zamiast wlec się noga za nogą i ziajać jakbym jej kazała Wielką Pardubicką przebiec, zachowuje się normalnie, jest aktywna, chętnie pracuje, bawi się i interesuje wszystkim wokół. Oczywiście, kiedy ktoś wysuwa ten argument, zaraz słyszy, że nieprawda, niemożliwe, tylko ci się wydaje i w ogóle głupi jesteś. Bo, oczywiście, nie znając psa zawsze można lepiej określić jego komfort, a zachowanie zwierzęca na pewno nie świadczy o tym, czy my chłodniej czy przeciwnie.

Strzygę Shealę przez cały rok - oczywiście nie tak, jak latem. Ścinam jej pióra na portkach i na brzuchu. Nie po to, żeby pokazywać światu jej wcięcie w talii i podkasany brzuch, a dlatego, że sierść mojego psa ma tendencję do zbijania się w dredy - jeśli na dworze jest wilgoć i błoto, to pod pachami i na brzuchu, między tylnymi łapami dredy będą obecne już po jednym spacerze. Zastanówcie się, czy wolelibyście bujać się z rozczesywaniem wiecznego kołtuna, czy po prostu zapobiec jego powstawaniu.

Przeciwnicy golenia właściwie zawsze informują świat, że sierść odrośnie waciana, beznadziejna i zupełnie nieporównywalna do tej sprzed golenia. Chcę wierzyć, że to może się zdarzyć, ale ani ja, ani żaden ze znanych przeze mnie psiarzy nic takiego nie zaobserwował. Całkiem prawdopodobne, że to cecha osobnicza i tyle. Proszę uprzejmie, oto sekwencja zdjęć mojego psa: przed goleniem, golona i odrośnięta - mniej więcej marzec- maj -sierpień

Sierść ma tendencję do falowania, psica ma klasyczne "loczi na dupie". Portki, pióra z łap i pod brzuchem ścięte.

Taka mała uwaga: mówiąc "golenie" nie mam na myśli golenia na łyso, tylko strzyżenie maszynką. 
Bardzo pokraczne, ale sierść widać. Jeszcze nie całkiem odrosła.


W dotyku sierść się nie zmieniła, miejscami odrosła prostsza, ale znów zaczyna falować. Pies jaki był, taki jest, a cały myk polega na tym, że przez kilka tygodni było jej chłodniej i znacznie szybciej wysychała.

Tak szczerze, to nienawidzę golić Sheali. Roboty jest masa, bo psa kawałek jednak mam, a maszynka... no powiedzmy, że najtańszej nie kupiłam, ale szału nie robi. Naprawdę nie narzekałabym, gdyby jej sierść działała jak należy. Uroda ogolonej suki też jest, jak widać na zdjęciu, mocno dyskusyjna, ostrzyżona na kadeta staje się ciemnoszaro-płowa zamiast czarno ruda, a moje umiejętności, ekhm, "groomerskie", też pozostawiają wiele do życzenia.

Skąd się nas bierze ta potrzeba ustawiania świata według naszych przekonań? Psu się krzywda nie dzieje, raptem raz w życiu widziałam, że ktoś zgolił swojego pupila do skóry i w tym konkretnym przypadku jestem skłonna zrozumieć oburzenie obserwatorów. Ale pod cała masą internetowo rozpoznawalnych Fafików rozpoczynają się burze przeciwników golenia - jakby się obawiali, że zwolnennicy zakradną się nocą i ostrzygą im psy. W takich sytuacjach odbija mi się gombrowiczowskim Słowackim i "jak zachwyca, kiedy nie zachwyca". Ależ zachwyca, bo tako rzecze program nauczania. Ależ psu było chłodniej w długiej szacie, bo tako rzecze teoria.



środa, 10 sierpnia 2016

Dylematy vol. 2 i żagle

... czyli życiowy koszmar mojego psa. Poważnie, czasem myślę, że wolałaby nasze wypady na jacht spędzić w schronisku. 

Tragicznie nieszczęśliwy pies. Nawet jakość tego zdjęcia oddaje nastrój Sheali.

Nie dość, że buja, nie dość, że ciasno, to jeszcze trzeba spać na podłodze i jest się wiecznie niedoschniętym. Biedny pies.

Mam wrażenie, że pierwszy nasz wypad na Mazury, mimo koszmarnego upału, suka zniosła najlepiej. Mimo, że stosunkowo sprawnie porusza się po łódce, mimo że ma nawet chwile luzu, kiedy leży na deku i wciąga te wszystkie fascynujące zapachy, mimo że nawet nauczyła się spać w tych niesprzyjających warunkach, to za każdym pobytem na żaglach jest coraz bardziej nieszczęśliwa. Mówiąc szczerze, nie spędza mi to snu z powiek, dużą część życia podporządkowaliśmy pod sukę, więc kilka dni w roku ona może się pomęczyć - zwłaszcza, że wystarczy pójść na spacer i pies odżywa.

Dziś wróciliśmy z trzydniowego wypadu (miał być dłuższy, ale nienawidzę siedzieć na żaglach w deszczową pogodę) i Sheala uprawia spanie wyczynowe. Nawet sprawdzałam czy oddycha - oddycha, ale spaceru sobie nie życzy. 

*   *   *

Wracając do dylematów - TO jest młodziuteńką, wilczastą suką w naciąganym nieco typie, a jakże, owczarka niemieckiego. Ma prześliczną linię i tak lekki ruch, że wydaje się fruwać - co oczywiście nie znaczy, że w jej biodrach i łokciach nie czają się potwory. Jest też znacznie mniejsza od Sheali - w sumie zaleta, bo choć jestem w stanie znosić moją królewnę po schodach, to nie należy to do moich ulubionych zajęć.

Nie wiem, co myśleć. Jakaś część mnie mówi, że gdyby wykazała sensowne zainteresowanie człowiekiem i pracą, to może być lepszą opcją niż szczeniak. Okej, teraz wprawdzie jest radosnym podrostkiem, co może zaowocować tym, że moje siwe włosy szybko zyskają na liczebności, ale z drugiej strony szczeniak ten interesujący czas buntu osiągnie wtedy, kiedy mniej więcej chcielibyśmy spodziewać się narodzin pierwszego dziecka. Jednak jeszcze z innej mańki - wszystko fajnie, ale chyba łatwiej ogarnąć nastolatka, któremu się przez poprzednie miesiące budowała w łepetynie swój obraz jako źródła dóbr i mądrości wszelakich, niż nastolatka, który zapewne od zawsze sam jest sobie panem, wójtem i plebanem. Ech. Jak się nie obrócić, dupa zawsze z tyłu.

Tak czy inaczej jutro mam zamiar wybrać się z tą panną na spacer. Ku mojej radości ma dokładnie taki sam stosunek do wolontariuszy, jak większość naszych schroniskowców - wszyscy fajni, a najfajniejszy ten, kto akurat najbliżej - więc spokojnie mogę przyjrzeć jej się dokładniej, bez ryzyka, że zapłacze się po moim wyjściu na śmierć.

Też nie miałam kiedy wplątać się w takie dylematy. Zostało mi jakieś dwa tygodnie na decyzję. Nie wiem, czy jestem w stanie zrezygnować ze szczeniaka na którego czekam od stycznia. Jestem zła sama na siebie za swoją głupotę, ale naprawdę dawno nie zachwycał mnie tak żaden pies. Trzymajcie kciuki, żeby jutro odwaliła coś, co sprawi, że przestanę myśleć o niej jako o wartej uwagi opcji.

Edycja pospacerowa: proszę, oto przyczyna zamieszania:


Na razie za wiele nie powiem, bo po wyjściu poza schronisko była tak przestraszona, że poruszała się tylko między moimi nogami lub uwalając się prawą łopatka na mojej lewej nodze.

niedziela, 7 sierpnia 2016

Dylematy

Pamiętacie, jak zawsze i wszędzie oznajmiam, że nigdy więcej adopcji? Że następny będzie szczeniak z hodowli, po sprawdzonych rodzicach? Nie dalej, niż kilkanaście godzin temu mówiłam to nawet na blogu Amelii - a tymczasem w schronisku z którego mam Shealę pojawiło się właśnie COŚ, co nie pozwoli mi chyba dzisiaj zasnąć.
Jestem zapisana na szczeniaka po fenomenalnych psach. Niby nic pewnego, ostatni miot (inna hodowla), którym się interesowałam suka poroniła po półmetku, może nam jakaś instalacja siądzie i kasa na szczeniaczka pójdzie w kable i pana Wiesia, który je poskłada (Mało prawdopodobne? Ostatnio mój ukochamy książę małżonek rozbił kibel. Młotkiem. Bo mu upadł. Kto nie kupował kibla na gwałtu rety, bo srać gdzieś jednak trzeba, ten jest szczęśliwym człowiekiem.) no ale jednak, kurde, jestem. A jutro rano lecę do schroniska obejrzeć TO. I choć szczerze wątpię, żebym wróciła z TYM do domu, to jednak zrywamy się z mężem bladym świtem, żeby przed wyjazdem na żagle zdążyć zaliczyć schronisko.

Stara. Chyba się pogięło.