niedziela, 1 listopada 2015

Nie kupuj - adoptuj. Adoptuj k-wa!

A na początek taki ładny widoczek. Bo mogę :)

Pewnie nie będzie to najsympatyczniejszy z wpisów, za to subiektywny do bólu. Zostaliście ostrzeżeni.

Na fanpejdżu Psa do kwadratu wywiązała się ostatnio dyskusja na jeden z bardziej irytujących tematów w psim światku. Taaak... "Nie kupuj, adoptuj. Adoptuj k*rwa!" Miałam zamiar się powywewnętrzać tam, ale po pierwsze dyskusja już zamierała i nie chciałam jej wskrzeszać, a po drugie wyszło mi tego sporo.

Tak naprawdę jestem szczerze zdziwiona i zasmucona tym, że takie dyskusje naprawdę mają miejsce. No cóż, niech i ja dorzuce swój kamyczek do ogródka.

Nie neguję adopcji. Przeciwnie, Sheala jest z adopcji i uważam, że świetnie trafiłam. Zawsze, kiedy odwiedzam schronisko zobaczę jakiegoś fajnego psa. Ale rozumiem i popieram branie psa z hodowli - z hodowli, nie pseuducha. Dlaczego?

ZDROWIE

Biorąc psa ze sprawdzonej hodowli mamy prawo oczekiwać, że rodzice szczeniaka są przebadani wzdłuż, w poprzek i po skosie - nie mam takiej pewności biorąc psa ze schroniska. Wydałam małą fortunę na skontrolowanie stanu zdrowia Sheali - okazała się zdrowym egzemplarzem, ale gdyby miała np. dysplazję, połowa naszych wspólnych aktywności poszłaby się bujać. Sheala ma wady postawy, które mają wpływ na cały układ ruchu - łatwiej ją przeciążyć niż psa o prawidłowej budowie.

ETYKA

Dobry hodowca nie eksploatuje suki jak wściekły. Nie kryje przy każdej cieczce. Dobra hodowla gwarantuje mi, że mój pies nie jest efektem niegodziwego procederu mającego na celu zbicie pieniędzy a nie dobrostan zwierząt.

CHARAKTER

Większość psiego charakteru jest dziedziczona. Jeśli oczekuję psa o mocnej psychice, to szukam takich rodziców. Sheala przez całe pięć miesięcy, kiedy odwiedzałam ją w schronisku sprawiała wrażenia psa mocnego, zdecydowanego - a widywałam ją niemal codziennie, wychodziłam z nią, szkoliłam, karmiłam i oprowadzałam po połowie miasta. Guzik moi państwo, w schronisku pies ma prawo zachowywać się zupełnie inaczej niż w domu. Sheala jest ciepłą kluchą. Mało tego, nadal się zmienia. Jest inna, niż była po dwóch miesiącach u mnie, a do schroniska nawet nie ma porównania. Nadal borykam się z różnymi zaszłościami z poprzedniego domu - nikomu nie życzę użerania się z jej histerią, kiedy wysiada z samochodu i samochód odjeżdża (przypuszczam, że mogła zostać porzucona w ten sposób).

PRZEWIDYWALNOŚĆ

Rasa niesie ze sobą pewien zespół cech, który może być pożądany lub nie. U kundelka trudno spodziewać się czegoś konkretnego - komuś może taka niespodzianka odpowiadać, komuś nie - ich wolność, ich prawo. Zdarzają się odstępstwa od normy, ale założenie na ogół się sprawdza. I owszem, schroniska przepełniają psy w typie rasy, czasem nawet trafiają się te z rodowodem, jednak należy pamiętać, że są to psy z określonym bagażem doświadczeń, który nie każdy musi chcieć, umieć czy być w stanie dźwigać. Dobry hodowca dba o socjalizację szczeniąt - nie wiem nic o dzieciństwie psów, które widzę w schronisku, a ono jednak mocno rzutuje na codzienne życie z psem.

Lans na owczarka w juliusach.

Niektóre teksty bojowników adopcyjnych wprawiły mnie w osłupienie i kazały poważnie zwątpić w ich intelekt i zdrowie umysłowe. Pojawiły się głosy, że pies rasowy to tylko zachcianka i lans. Hmm, no tak, drodzy państwo - pies jest zachcianką, choć lepiej dla wszystkich, żeby ta zachcianka miała cechy stałości. Nie ma w naszym kraju obowiązku posiadania psa. Sporty z psami też są zachcianką. Ale, moi kochani, jazda na nartach, jeździectwo, żeglarstwo itd to też zachcianka.
Lans za to sprawił, że zachichotałam radośnie. Bo adopcja psa w typie rasy jest akceptowalna - no to jak z tym lansem będzie? Czy moja S. ma nad głowa banner "hej, jestem ze schroniska!"? Czy "lans" nie jest dokładnie ten sam? Gdybym znała pochodzenie S. i zapłaciła za nią trzy kafle, to na ulicy patrzyliby na nas inaczej? No raczej nie.

Ktoś napisał, że lepiej pieniądze przeznaczone na rasowego psa przeznaczyć na schronisko. Aż mnie telepnęło - mamy się nawzajem rozliczać, ile kto wydaje na swoje pasje, a ile na działalność charytatywną? W sumie możemy podyskutować też o tym na jaką wydaje, bo z jakiej racji na to schronisko/tę fundację a nie inną? A są inne instytucje, które należałoby wspomóc, więc może pożryjmy się o to, które. Poza tym faktycznie za S. zapłaciliśmy całe trzydzieści zeta opłaty schroniskowej, ale na jej szelki, obroże, smycze i zabawki trochę wydaję. Karmy najtańszej też nie je. Przypuszczam, że obyłaby się bez juliusów i smyczy z pitmana, a fakt, że je posiada to efekt wyłącznie mojej fanaberii. Mam się ubiczować - wszak cała ta kasa mogła pójśc na jakąś fundację? Nienawidzę takiego wpieprzania się. Nikt nie ma prawa rozliczać mnie z tego na co wydaje własne pieniądze dopóki jest to etycznie poprawne i nie sięgam po cudze.

Naprawdę, nie uważam, że tylko pies z hodowli może się sprawdzić jako "nasz pies" (co to dla kogo znaczy niech każdy doprecyzuje sobie sam). Niemniej w przypadku adopcji pewne rzeczy są obciążone ryzykiem, które nie każdy musi chcieć podejmować. Nie wykluczam ponownej adopcji, jednak znacznie, ZNACZNIE bardziej prawdopodobne jest to, że wezmę psa z hodowli. I nic nikomu do tego - bo to moje pieniądze, mój czas, mój dom, moja odpowiedzialność, mój pies. I ja i każdy inny ma święte prawo szukać i wziąć sobie takiego psa, jaki mu najbardziej odpowiada, bo to on będzie z nim żył przez kilkanaście lat.