piątek, 12 sierpnia 2016

Ogolony pies - skrzywdzony pies?




Dziwna to sprawa, że strzyżenie psa rodzi wśród psiarzy tak oszałamiające różnice zdań i takie zażarte kłótnie. Zupełnie nie jestem w stanie ogarnąć, co tak bulwersuje przeciwników golenia, że gotowi są prowadzić wojny podjazdowe przez całe godziny jeśli nawet nie dni.

Znam na pamięć argumenty w tej dyskusji - sierść ma być izolatorem, który zimą chroni przed chłodem, a latem nie dopuszcza do przegrzania. Wyczesanie podszerstka powinno załatwić problem upałów i wielogodzinnego schnięcia. Tyle teorii. Niestety żywe organizmy nie zawsze potwierdzają teorię praktyką, szczególnie organizmy, których cechy gatunkowe zostały szalenie rozbudowane i pozmieniane przez mniej lub bardziej celową hodowlę. Wierzę, że wilk europejski doskonale radzi sobie z mrozami i z upałami, a osobniki, które mają wadliwą sierść dostają w pakiecie spore szanse na zakończenie żywota zanim przekażą swoje geny - sęk w tym, że wilk europejski nie jest zwierzęciem udomowionym i ponosimy za niego taką tylko odpowiedzialność, jaką narzuca nam konieczność dbania o naturę (co i tak niektórych przerasta, ale dziś nie o tym).

Haszczakowy kumpel Sheali, mimo że husky nie jest rasą wyhodowaną do bytowania w środkowej części Europy, radzi sobie doskonale z dowolną temperaturą. Sheala ma beznadziejną sierść - latem jej gorąco, zimą dygocze. Spokojnie, nie przekaże tej ciulowej sierści dalej - jest wysterylizowana. Zupełnie na marginesie - czytałam gdzieś, że długowłose owczarki niemieckie dlatego były przez lata eliminowane z hodowli, że właśnie gen niosący ze sobą długą sierść niósł również pogarszanie się jakości podszerstka w każdym kolejnym pokoleniu. Nie wiem na ile to prawda, ale jeśli ktoś posiada w tym temacie rzetelne informacje, to będę bardzo wdzięczna, jeśli się nimi ze mną podzieli.

Przyznam bez bicia - strzygę. Ma to zastosowanie głównie na żaglach, bo długowłosy pies nam po prostu kiśnie - naturalnie suka schnie kilka - kilkanaście godzin, wyobraźcie więc sobie, co się dzieje, kiedy wyłazi z wody na łódkę, nie dosycha, za kilka godzin znów wchodzi do wody, żeby wyjść na brzeg też musi się zmoczyć, a skacząc nie ma szans nie opryskać się do połowy, znów nie dosycha - po dwóch dniach śmierdzi jak zepsute kiszone ogórki (wiem, że kiszone to w gruncie rzeczy zepsute, ale chodzi mi o takie zepsute, kiedy otwieracie słoik i ogórczana osobowość łuszczy farbę ze ścian i nabłonek w nosie). Ostatni wypad przerobiliśmy z psem długowłosym (maszynka się zepsuła i wprawdzie strzyże, ale warczy przy tym tak, że mi głowa pęka po pięciu minutach, nawet nie chce myśleć, co czuje pies), co zaowocowało futrzakiem wilgotnym całą dobę, roztaczającym smród w upale i dygoczącym przy wieczornych chłodach. Miodzio.

Kolejnym powodem, dla którego strzygę, jest to, że mojemu psu jest po prostu chłodniej. Zamiast wlec się noga za nogą i ziajać jakbym jej kazała Wielką Pardubicką przebiec, zachowuje się normalnie, jest aktywna, chętnie pracuje, bawi się i interesuje wszystkim wokół. Oczywiście, kiedy ktoś wysuwa ten argument, zaraz słyszy, że nieprawda, niemożliwe, tylko ci się wydaje i w ogóle głupi jesteś. Bo, oczywiście, nie znając psa zawsze można lepiej określić jego komfort, a zachowanie zwierzęca na pewno nie świadczy o tym, czy my chłodniej czy przeciwnie.

Strzygę Shealę przez cały rok - oczywiście nie tak, jak latem. Ścinam jej pióra na portkach i na brzuchu. Nie po to, żeby pokazywać światu jej wcięcie w talii i podkasany brzuch, a dlatego, że sierść mojego psa ma tendencję do zbijania się w dredy - jeśli na dworze jest wilgoć i błoto, to pod pachami i na brzuchu, między tylnymi łapami dredy będą obecne już po jednym spacerze. Zastanówcie się, czy wolelibyście bujać się z rozczesywaniem wiecznego kołtuna, czy po prostu zapobiec jego powstawaniu.

Przeciwnicy golenia właściwie zawsze informują świat, że sierść odrośnie waciana, beznadziejna i zupełnie nieporównywalna do tej sprzed golenia. Chcę wierzyć, że to może się zdarzyć, ale ani ja, ani żaden ze znanych przeze mnie psiarzy nic takiego nie zaobserwował. Całkiem prawdopodobne, że to cecha osobnicza i tyle. Proszę uprzejmie, oto sekwencja zdjęć mojego psa: przed goleniem, golona i odrośnięta - mniej więcej marzec- maj -sierpień

Sierść ma tendencję do falowania, psica ma klasyczne "loczi na dupie". Portki, pióra z łap i pod brzuchem ścięte.

Taka mała uwaga: mówiąc "golenie" nie mam na myśli golenia na łyso, tylko strzyżenie maszynką. 
Bardzo pokraczne, ale sierść widać. Jeszcze nie całkiem odrosła.


W dotyku sierść się nie zmieniła, miejscami odrosła prostsza, ale znów zaczyna falować. Pies jaki był, taki jest, a cały myk polega na tym, że przez kilka tygodni było jej chłodniej i znacznie szybciej wysychała.

Tak szczerze, to nienawidzę golić Sheali. Roboty jest masa, bo psa kawałek jednak mam, a maszynka... no powiedzmy, że najtańszej nie kupiłam, ale szału nie robi. Naprawdę nie narzekałabym, gdyby jej sierść działała jak należy. Uroda ogolonej suki też jest, jak widać na zdjęciu, mocno dyskusyjna, ostrzyżona na kadeta staje się ciemnoszaro-płowa zamiast czarno ruda, a moje umiejętności, ekhm, "groomerskie", też pozostawiają wiele do życzenia.

Skąd się nas bierze ta potrzeba ustawiania świata według naszych przekonań? Psu się krzywda nie dzieje, raptem raz w życiu widziałam, że ktoś zgolił swojego pupila do skóry i w tym konkretnym przypadku jestem skłonna zrozumieć oburzenie obserwatorów. Ale pod cała masą internetowo rozpoznawalnych Fafików rozpoczynają się burze przeciwników golenia - jakby się obawiali, że zwolnennicy zakradną się nocą i ostrzygą im psy. W takich sytuacjach odbija mi się gombrowiczowskim Słowackim i "jak zachwyca, kiedy nie zachwyca". Ależ zachwyca, bo tako rzecze program nauczania. Ależ psu było chłodniej w długiej szacie, bo tako rzecze teoria.



6 komentarzy:

  1. Ha! Ja też golę Zu. Bo lepiej funkcjonuje, bo błoto i smród wiecznej zgnilizny (powinnam ją pewnie suszyć suszarką po każdym mokrym spacerze, pozdro), wreszcie - bo kleszczory przebrzydłe. Też mi się nigdy nie chce za to zabierać, ale się zmuszam kilka razy do roku i jestem bardzo zadowolona z efektów, może nie tyle wizualnych, bo pies wygląda nieco jak debil a ja mam dwie lewe ręce do maszynki, ale funkcjonalnych, że tak powiem :D

    Pozdrawiamy!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, kleszcze, zapomniałam o dziadach. Fakt, w naturalnej szacie S. mają się mendy doskonale.
    I ja się pytam, co nic nie piszesz od zimy? Poczytałabym.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja na razie nie strzygę, ale nie wiem, czy przypadkiem nie będę, bo o ile Tytania dobrze znosi bardzo szeroki zakres tempreatur, to Gambit jednak mocno się męczy w upał. Na razie jednak musi trochę pocierpieć, bo nasza wystawowa przygoda rozpoczyna się w ten weekend. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo, ciekawe jak Wam pójdzie - liczę, że sędziowie spojrzą na Bambiego łaskawym okiem. Informuj świat na bieżąco :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Tak wyszło... Ale jeszcze chwileczkę, jeszcze momencik i będzie lepiej z czasem i ogólną organizacją życia, to i na blogowanie będzie czas ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ja mam mieszańca yorka więc chodzimy 2-3 razy w roku do groomera. Pies wtedy od razu lepiej się czuje, wolniej się męczy i co najważniejsze - widać dobrze kleszcze, jeśli (tfu tfu) się wbijają. No i ogolona lepiej pracuje - chyba w długiej sierści mózg się jej przegrzewa hahha :D
    http://cztery-lapy-jeden-nos.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń