niedziela, 17 stycznia 2016

Czym wkurzyć wolontariusza?

Schroniska mają swoje na sumieniu. W moim osobistym przekonaniu głównie zatrudnianie ludzi, którzy guzik wiedzą o potrzebach psów, za to ich pewność co do własnej nieomylności ma twardość diamentu. Ale to, co potrafią odwalić ludzie do schroniska przychodzący, to temat na pięćdziesięciotomową sagę. Jako, że dobrze znam pracowników i sama bywałam tam niemal codziennie przez ładnych kilka miesięcy, miałam okazję wyrobić sobie zdanie na temat dziwnych/irytujących/głupich przekonań ludzi odnoście schroniska i przebywających tam zwierząt. Także ku własnej pamięci i Wam, ku przestrodze:



1. Wzięłabym, ale...
...nie mam czasu, kasy, miejsca, mam pięć psów, wujwico. Ludzie. Dajcież wy sobie siana z takim pisaniem/gadaniem. Wchodzę na stronę schroniska i pod zdjęciem każdego psa po dziesięć takich komentarzy. Co to ma na celu? Zobaczcie, ja kocham pieski, ale oto okrutny los nie pozwala mi przygarnąć tego konkretnego? Okej, nie macie obowiązku brać każdego bezdomnego pod swój dach, jest to nawet niewskazane i w ogóle nie ma potrzeby się z tego tłumaczyć. Naprawdę nie rozumiem co kieruje osobami piszącymi te pierdy, zwłaszcza, że niektóre piszą to namiętnie pod każdym znalezionym w sieci zdjęciem psa.

2. Proszę pokazać mi szczeniaka owczarka niemieckiego.

Lub inne wykwintne wymagania. Poważnie, byłam w ciężkim szoku, kiedy odkryłam ilu ludzi traktuje schronisko jak jakiś dziwny hipermarket, w którym na półkach grzecznie czekają pieski każdego koloru, wybranego charakteru i w stu procentach rasowe. Nie ma nic złego w poszukiwaniu psa o określonych cechach, ale zadziwiają mnie osoby, które traktują schroniska jako darmową alternatywę dla hodowli. Hitem była pani, która przegalopowała wzdłuż wszystkich boksów, skrzywiła usteczka i skierowała się do bramy rzucając mężowi zirytowane "zupełnie nic tu nie mają!"

3. Ja się znam!

I ten piesek tak straszliwie smutno patrzy (piesek dygocze z ekscytacji i wokalizuje, bo jest pieskiem pobudliwym bardzo), a ten to chyba stary (na widok czteromiesięcznego wilczurkowatego szczeniaka o nieciekawej maści), a ja chcę szczeniaka, ale wie pani, musi być agresywny! (yyy) A co mi tu pani mówi, ja się znam. A ten pies to mądry, a ten to głupi, a ten się nadaje do kojca i ja go chcę, co mi tu pani pieprzy, że on niekojcowy bardzo.

4. Płacze i szlochy
Może jestem bez serca, ale jak ktoś wchodzi za bramę i uderza w ryk nad nieszczęśliwymi pieskami, to odwracam się i idę w drugą stronę. Szlochaj sobie na zdrowie, ale wzięcie dupy w troki i wyprowadzenie jednego z psów chociażby na krótki spacer więcej by dało, niż twój żal i współczucie. Egzaltacja i niestabilność emocjonalna to nie są cechy, które budzą we mnie ciepłe uczucia. Zwłaszcza, że choć szczerze życzę tym psiakom ich własnych domów, to niekoniecznie uważam, że mają gorzej od tych, których życie upływa na zapierdzielaniu wzdłuż siatki, bądź kręcenia się w kółko w kojcu, niemal bez kontaktu z człowiekiem.
I tak, w schronisku usypia się ślepe mioty. Robi się sterylki aborcyjne. Mordercy szczeniaczków, jak nic potwory.

5. Nie kupuj, adoptuj!
A spier... Oddal się, człowieku. I bądź odpowiedzialny. Gdyby wszyscy tacy byli, schroniska nie byłyby potrzebne.

6. A czy ja mogę oddać swojego starego psa i wziąć szczeniaka?
Tak, to się naprawdę wydarzyło. No czy ja muszę coś mówić? Dziwię się, że ten facet czekał jeszcze na odpowiedź, bo miny pracowników i moja wydawały mi się bardzo wymowne.

7. Jak to, ja nie mogę?!
Trudno sobie wyobrazić, w jaki szał wpadają niektórzy, kiedy słyszą, że nie dostaną psa na łańcuch, że nie dostaną tego konkretnego psa (z różnych powodów), że dany pies jest zarezerwowany i na dniach pojedzie do siebie. Oczywiście, najbardziej bulwersują się Ci, którzy z wielkim zdziwieniem odkrywają, że ktoś im zadaje pytania w rodzaju "no, a poza byciem w kojcu co pies będzie robił?" i, że odpowiedź "pani, a co ma robić, ma siedzieć i domu pilnować" nie jest odpowiedzią najwyżej punktowaną. I tak, zdarzały się awantury, zdarzały się próby kradzieży (nawet kilka udanych).

8. Ile?!
Trzydzieści złotych. TRZYDZIEŚCI. Tyle wynosi u nas opłata schroniskowa. Dla wielu to koszt wprost niesłychany i wrzaski oburzenia na niegodziwe zarabianie na psach słychać jeszcze kilka minut po wyjściu delikwenta.

9. Zwroty.
Rozumiem, że ktoś bierze psa z warunkiem, że wycie przez osiem godzin zagwarantuje mu powrót do schroniska. Naprawdę rozumiem, bo sprawa jest problematyczna, a w schronisku nie ma za bardzo warunków na sprawdzenie, czy lęk separacyjny wystąpi, czy nie. Rozumiem też inne poważne powody, które powodują zwrot - schroniskowiec super dogadywał się z rezydentem na równoległych spacerach, ale w domu jest jatka za jatką. Cokolwiek sensownego i naprawdę jestem gotowa współczuć i rozumieć. Ale problemów "bo warczy, kiedy Julcia wkłada mu palec do oka, bo nie przychodzi na zawołanie dzień po adopcji, bo nie chce żreć chleba z wodą" no zrozumieć nie mogę. I dużo bardzo brzydkich słów mi się ciśnie na usta.
Razu pewnego przyszła pani, która chciała ładnego szczeniaczka na dwa tygodnie, bo wnusia do niej przyjeżdża na ferie, niech się pieskiem pobawi. A potem się pieska zwróci. Prawie nówka sztuka. Ledwo używany.

10. Ten pies umiera, całe życie spędził w schronisku, niech ktoś go zaadoptuje!

Ten pies umiera. Pozwól mu odejść w spokoju. Jeśli spędził całe życie w jednym miejscu, to jakie by ono nie było, jest spora szansa, że opuszczenie go nie będzie się wiązało z radością i spokojem, a z olbrzymim stresem. Jeśli umiera, to ma spore szanse nie odkryć wielkości swojego szczęścia przed śmiercią. Większość psów jest przynajmniej zaniepokojona tym, że zabiera się je z ich domu - często jedynego, jaki znają. Całkowicie nie mogę pojąć wyadoptowywania na siłę psów z zaawansowanymi nowotworami, dla których każdy dzień wiąże się z bólem i dyskomfortem. Bo komuś się zrobi od tego lepiej na serduszku. Łał.
Żeby nie było - nie widzę problemu w adpopcji starszych psów. Jeśli ktoś chce - why not? Ale jak widzę dramatyczne apele "pieskowi został miesiąc życia, niech ktoś go weźmie!" to klnę pod nosem.

Tak poza konkursem: do ciężkiego szału doprowadzają mnie ludzie, którzy uważają schronisko za twór absolutnie samodzielny i bulwersują się straszliwie, że nie przyjmuje psów od osób prywatnych, psów spoza gminy, psów, które nie zostały zgłoszone. To nic, że pracownicy musieliby się grubo tłumaczyć, gdyby okazało się, że poza zgłoszonymi stupięćdziesięcioma jest jeszcze setka. To nic, że te psy muszą coś żreć, a wałówka z nieba nie spada. To nic, że boksów jest określona ilość, a procowników raptem troje. Schronisko jest złe. Straszliwie.

Nie wykluczam, że jestem okropną osobą. Choć lubię myśleć, że po prostu używam do myślenia mózgu, a nie jadę na czystych emocjach.



niedziela, 10 stycznia 2016

Był kot...

I nie ma kota.



Była z nami ponad połowę mojego życia. Podjęliśmy najlepszą z możliwych decyzję, ale to przekonanie nie zmniejsza jakoś poczucia straty.