wtorek, 4 października 2016

Reika Lupus Frater...

... czyli po domowemu Panda (Pandziołek-Mondziołek-Matołek), nasze tulaśne maleństwo, nasz wrzód na dupie i przyczyna strachu przed radiowozami podjeżdżającymi pod nasz blok, bo może w końcu sąsiedzi nie wytrzymali i wezwali policję. Jako, że nasza relacja z małym obeszczańcem jest bardzo dynamiczna i płynnie przechodzimy od zachwytu do chęci mordu, ograniczę się do przedstawienia kilku ciekawostek na temat nowego członka naszej rodziny. Na bardziej osobiste wyznania przyjdzie czas, kiedy uda mi się przetrwać przynajmniej dobę z ustaloną opinią o wilczastym owczareczku.


1. Jedzenie

Jest kilka smaków, które Panda uważa za cokolwiek nieciekawe, więc gardzi na przykład lodami śmietankowymi (Szilopies dostał do wylizania pudełko, Pandopies powąchał i zignorował). Poza takimi drobnymi wyjątkami, maleństwo jest żarte jak stado szarańczy, do tej pory próbowała jeść szkło, styropian, kamienie, oset, szilokłaki, klateczkę, piasek, trawę, piankę i wszelkie skrawki, które produkują panowie ocieplający nasz blok, dywan, papier, gumkę i nie wiem, co jeszcze. Jakakolwiek próba opanowania szczeniaczka przed podaniem miseczki skutkuje oszałamiającym darciem dzioba, co prowadzi nas do kolejnego punktu:

2. Wrzaski

Sheala jest cichym psem - nie licząc ekscytacji samochodowej. To znaczy owszem, burczy, wzdycha, ojoja, ale to wszystko są niegłośne i miłe dla ucha dźwięki. Prawie nie szczeka, piszczy tylko w przypadku naprawdę wielkiego bólu, a skowyt usłyszałam dwa razy - raz, kiedy pierwszy raz została sama na żaglówce, a drugi raz, kiedy została przywiązana na działce, a my wyszliśmy za bramę. Tyle. Szczeniaczek za to ma zupełnie inny tryb komunikacji - drze mordę przy każdej okazji. Zimno? Wrzeszcz. Potknęłaś się? Wrzeszcz. Jedzenie w okolicy? Wrzeszcz. Jesteś głodna? Wrzeszcz. Chcesz na ręce, jesteś śpiąca, a może właśnie się obudziłaś, nudzisz się, nie możesz dosięgnąć Sheali, nie podoba ci się pani po drugiej stronie ulicy, zostałaś sama w pokoju, nie chcesz iść dalej? Wrzeszcz, wrzeszcz ile sił w płucach. Trzeba przyznać, że repertuar ma smarkula imponujący, skowyty, piski, wszelkie modulowane zawycia, szczeki, bulgoty, miauki - istne szaleństwo. O pierwszej w nocy bardzo chętnie. Na szczęście rozmawiałam z sąsiadami i nie planują zdobywać nakazu eksmisji. W każdym razie jeszcze nie.

3. Komfort

Szczeniątko uważa, że nie zostało stworzone do poruszania się na własnych łapkach i powinno być noszone. Jeśli pada, to trzeba kwiczeć za każdym krokiem, niech świat wie, że tu się pastwią nad maluszkiem. Zostało za to stworzone do spania na podusi i pod przykryciem, w związku z czym w klateczce leży stara poduszka mojego męża i dwa kocyki. Przepada za byciem na człowieku (Szilut to jednak piesek nieco zdystansowany), jeśli śpi obok ciebie, to koniecznie musi założyć łebek na nogę albo łokieć - to nic, że jest małym karaczanem i skutkuje to ustawieniem łepetyny prostopadle do podłoża, ważna jest bliskość. Głaskanie to ważna nagroda. Ogólnie socjalne zwierzątko.

4. Aport

Panda weźmie do dzioba wszystko. W każdym razie do tej pory nie zauważyłam, żeby noszenie czegokolwiek stanowiło problem. Śrubokręt? Jasne, nawet za metalową część. Miska? Rękawiczki? Chodnik łazienkowy? Kozaki? Liście? Papierki? Folia? Porzucona w krzakach stara prezerwatywa? (bleh) Dawaj, biorę wszystko. Co Was będę oszukiwać - jestem zachwycona, choć dla bezpieczeństwa dzieciaka muszę odbierać 85% spacerowych zdobyczy.

5. Wpier...?

Maleństwo jest nieodrodną córeczką swoich rodziców, szarpie się z szatańską zawziętością, przestraszone zaraz wraca sprawdzić przyczynę, a jeśli czegoś nie ogarnia, to radośnie sugeruje temu czemuś anihilację przy użyciu strasssnych mlecaków. Taki diabeł tasmański w miniaturce. Z jednej strony lubi ludzi, ale z drugiej, jak ktoś się za długo przygląda, albo Sheala sie nieco usztywni, to panna Panda natychmiast występuje z dresiarskim jazgotem.


Na razie tyle. Pomijam takie oczywiste kwestie, jak szczeniaczkowa nieszczelność (co wieczór wlewam świeżą wodę z płynem do wiadra, wiadomo, że będzie w intensywnym użyciu, wszak fakt, że właśnie przeszłaś przez próg z podwórka nie znaczy, że nie zostało w pęcherzu nic do oszczania podłogi), czy sprawność/pokraczność, oraz mozolne przyzwyczajanie do faktu, że klatka może być czasem zamknięta, bo to raczej dość oczywiste kwestie.  Przyznam, że teraz o wiele bardziej doceniam stabilność mojej starszej suki

10 komentarzy:

  1. Och, więc to już! Gratulacje! Mam nadzieję, że będzie się Wam cudownie razem żyło, kiedy już przetrwacie pierwsze ciężkie dni - pamiętam, że Gambit zafundował mi w pierwszym tygodniu istną masakrę, depresję poporodową niemalże, ale potem było już tylko lepiej. ;) Chociaż to darcie to byłby dla mnie poważny problem jednak, bo pomijając kwestie sportowe to wynajmowanie mieszkania z psem reagującym na wszystko wrzaskiem mogłoby okazać się kłopotliwe.
    Powodzenia w wychowaniu Pandopsa! <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Pierwsze dwa dni po przywiezieniu małej łkałam w poduszkę i w Szilopsa, zatsanawiając się, na cholerę mi to było, zniszczyłam sobie życie, jestem idiotką - więc temat "depresji poporodowej" jest mi bliski ;).
    Kocham ciche psy i mały awanturnik naprawdę potrafi podnieść mi ciśnienie, i fakt, że mieszkanie jest nasze niespecjalnie zmienia moje nastawienie to tego typu atrakcji. Kurczowo trzymam się nadziei, że nauka panowania nad emocjonalna główką pomoże szczeniaczkowi otwierać dziób tylko w kluczowych momentach - na szczęście na spacerze skarży się już coraz rzadziej, powolutku też dociera do niej, że darcie dzioba nie przyspiesza pojawienia się żarełka.

    OdpowiedzUsuń
  3. O matko, zachowywałam się dokładnie tak samo po przywiezieniu Gambita. Pjona, siostro! <3

    PS. Specjalnie dla Ciebie długaśny tekścior na blogu ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. No że mi ten wpis umknął! To takie niedopatrzenie z mojej strony. Moja Elka miała podobnie i do tej pory najlepiej nosić w pysku metalowe rzeczy... :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratuluję dzieciaka, a teraz życzę ogromu cierpliwości i powodzenia :)
    Mój ostatni szczeniol na szczęście był cichy i w domu raczej nie szczał. Choć na wstępie gwizdnął surową kość i następny dzień zaczynałam od szorowania płytek i wietrzenia domu.I serio miałam czas, że małego gargulca zamykałam i spędzałam czas tylko z moimi dorosłymi psami. Aby odpocząć i pozbierać siły, bo się po prostu nie dało.

    OdpowiedzUsuń
  6. Cierpliwość i powodzenie bardzo mi się teraz przyda. :D

    OdpowiedzUsuń
  7. O kruca, ale się porobiło, to już! :) Życzę powodzenia :) Choć szczerze, pewnie z powodu traumy z Ru podpunkt nr 5 wzbudził we mnie ciary na plecach. Powodzenia w wychowaniu diabełka tasmańskiego niepsa ! <3

    OdpowiedzUsuń
  8. Z tych wszystkich pięciu punktów to u nas pokrywają się tylko 1 i 4. Tornjak Joszko jest raczej opanowany w szczekotliwości, chociaż potrafi niezemsko ujadać na własne albo nasze odbicie w szybie wieczorową porą. A ujad ma taki strasznisty, że jakby człowiek go nie widział, to skłonny byłby pomyśleć, że to jaki kaukaz albo bernardyn ujada, a nie 4-miesięczny szczeniak.
    Czekam niecierpliwie na dalsze wpisy!

    OdpowiedzUsuń
  9. We mnie czasem też wzbudza, więc wprowadziłam terror i zamordyzm plus wycieczki socjalizacyjne wszędzie gdzie mogę.

    OdpowiedzUsuń
  10. Mała śmiesznie szczeka - w całej serii jedno szczeknięcie wychodzi jej szczeniaczkowe, drugie jak u dorosłego, a trzecie gdzieś pośrodku. Jakby kilka rożnych psów szczekało,a nie jedna smarkula :P

    OdpowiedzUsuń