I nie ma kota.
Była z nami ponad połowę mojego życia. Podjęliśmy najlepszą z możliwych decyzję, ale to przekonanie nie zmniejsza jakoś poczucia straty.
niedziela, 10 stycznia 2016
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
A na początek taki ładny widoczek. Bo mogę :) Pewnie nie będzie to najsympatyczniejszy z wpisów, za to subiektywny do bólu. Zostaliście ostr...
-
Panda. Mój ukochany szczeniaczek, mój wrzód na dupie, pies, który potrafi wbić mnie w niesamowitą dumę, a sekundę później sprawić, że łkam ...
-
Schroniska mają swoje na sumieniu. W moim osobistym przekonaniu głównie zatrudnianie ludzi, którzy guzik wiedzą o potrzebach psów, za to ich...
Ściskam.
OdpowiedzUsuń:(
Rozumiem :(
OdpowiedzUsuńBardzo mi przykro :(
Rozumiem twój ból, pod koniec listopada musiałam się nagle pożegnać z moją ukochaną kotką - komuś tak bardzo się spieszyło, że na osiedlu nie zdążyła czmychnąć sprzed kół samochodu... Ten ktoś nawet nie raczył się zatrzymać i położyć ją na chodniku, albo sprawdzić czy w ogóle jeszcze żyje. Bardzo ciężko przeżyć taką stratę, szczególnie na początku, jednak czas leczy rany. Najważniejsze, że teraz już nie cierpią i radośnie biegają za tęczowym mostem ;).
OdpowiedzUsuńPrzykro mi.
OdpowiedzUsuń