sobota, 27 czerwca 2015

Pieseczek


Duże Brązowe z Siodłem mieszka ze mną już parę miesięcy. I co? Ano, to:


Pieseczek w ogólnikach:


Pieseczek wyliniał, zrobiła się połowa. Obcięłam pieseczkowe portki i pióra z przednich łap, bo wiadro piachu po każdym spacerze to za duża frajda jak na moją tolerancję. Z pieseczka została jedna trzecia. Pieseczek trzyma linię, więc jest zabiedzona, zagłodzona, rzecz jasna każę się jej żywić powietrzem i, w przypływie miłości, kurzem z mebli. Nihil novi sub sole, wszak zdrowy pies się toczy i dyszy po obejściu bloku, prawda.
Pieseczek uważa, że jestem bogiem, co mi bardzo odpowiada. Pieseczek jest bardzo gorliwym wyznawcą, choć zdarzają się skoki w bok. Jak bóg się wkurzył i wydarł ryja z większym ładunkiem emocjonalnym niż zazwyczaj, to pieseczek uznał za stosowne zlać się na dywan. Boga zamurowało i musiał odesłać pieseczka na miejsce, i pooddychać godzinkę czy dwie, żeby zdusić potrzebę natychmiastowej dekapitacji. Na razie ofiar brak.
Pieseczek wyhodował sobie jakieś fascynujące zmiany skórne. Poobserwuję, zanim rzucę się (i portfel) w objęcie mojej ukochanej weterynarz, ale podejrzewam podstępną alergie pokarmową.
Pieseczek słucha głównie mnie. Pana też słucha, o ile akurat ma na to ochotę. Słucha też każdego, kto posiada PARÓWKĘ bądź SER ŻÓŁTY. Na posłuch u pieseczka bardzo dobrze wpływają "metody awersyjne" - w naszym przypadku chamskie wzięcie pieseczka za fraki doskonale leczy nagłe rzuty głuchoty.
Pieseczkowi czasem przepalają się obwody.
Pieseczek składa się głównie z tęczy obleczonej futerkiem. Przytulanie to standardowy tryb pieseczkowego działania.


Pieseczkowe przedszkole:


Klikamy, naprowadzamy, smaczkujemy i ciućkamy. Od czasu do czasu dajemy szturchańca, albo szarpniemy smyczą. Czasem weźmiemy za fraki, a raz nawet panna wylądowała na glebie, celem ochłonięcia z nadmiaru emocji. Rowerujemy, co zmniejsza częstotliwość przepalania obwodów.


Przywołanie - było lepsze, jest gorsze. Wpłynęło na to kilka rzeczy: spacery z B. (który pozwala na ZNACZNIE więcej niż ja), zające (czyli jednak polujemy), moja gorąca głowa i kilka elementarnych błędów, która uznałam za stosowne popełnić. Ogólnie jest nie najgorzej, ale widzę, że to chyba niekończąca się opowieść i utrwalanie do usranej śmierci. Przy okazji odkryłam, że pobudzony i nieco nieobecny pieseczek lepiej reaguje na przywołanie wygłoszone tonem "chodź tu natychmiast, bo zginiesz w piekielnych mękach" niż na "ciuciuciu, chodź do mnie moja rybeńko maleńka, mój ty robaczku świętojański" - muszę przyznać, że mnie to dziwi.

Siad - nasza podstawowa komenda. Jeśli pieseczek odmawia wykonania jej, to znaczy, że łepetyna właśnie się resetuje i władzę przejęły emocje.

Na miejsce, czyli idź do klatki JUŻ - perfekcyjne. Wykonywane zawsze i w każdym stopniu pobudzenia, jednak jeśli pieseczek już biega po ścianach to wskazane jest, żeby w polecenie włożyć odpowiednią dawkę uczucia. Klatka jest kochana i intensywnie użytkowana, choć wprowadziłam ją w sposób, hmmm, nieco kontrowersyjny. Poza smaczkami, karmieniem i świętym spokojem w kennelu nauka została wsparta paroma wszetecznicami i zdecydowanym zaprezentowaniem mojego stosunku do ignorowania komendy.

Leżeć (w sensie "weź se klapnij") - ni ma. Szila nie lubi się kłaść, więc na razie wałkujemy...

Waruj ("połóż się ładnie i prosto, ty suko, ty!") - klikamy i jesteśmy trochę w martwym punkcie. Z pomocą gestów (najlepiej, żeby gesty zawierały smaczki) udaje nam się ładne war w siedmiu przypadkach na dziesięć. W pozostałych piesek przekręca dupsko i o.

Łapa - ależ bardzo chętnie. I prawa, i lewa, i znów prawa, i do siadu, i do cofania, łapa zawsze pasuje.

Cofanie - coś tam zaskoczyło w czarnej łepetynie. Na razie mała przerwa.

Zostaw - nieźle, choć ostatnio suszone w popołudniowym słońcu kocie gówno wygrało z moim autorytetem. Ku wielkiemu zawodowi pieseczka siła jej szczęk nie wygrała z moimi rękami i zdobycz została odebrana.

Zostań - w miarę, ale bez fajerwerków.

Nie/ A-a - zadowalająco. Zawsze zdobywa mi psie spojrzenie mówiące "O jeeejuuu, matkaaa... Jak ty nic nie rozumiesz, no."

Różne takie pierdolniczki, jak dotknij, połóż łapki, wejdź, zejdź, przeskocz.

Obie uczymy się intensywnie - głównie siebie nawzajem. Szila jest "nierówna" - czasami straszny z niej mięczak i cięższe westchnienia wpędza ją w depresję, innym razem możesz tłuc łbem w ścianę, a piesek grzecznie przeczeka i generalnie to po nim spłynie. Jest coraz lepiej, a Duże Brudne z radością wita sesje "treningowe".

Pieseczek w kuchni:


Na dzień dobry był Markus i było cacy. Potem postanowiłam spróbować Fitmina, bo miał jakiś bajer jako gratis w zooplusie i po Fitminie była kupa. Pięć razy dziennie, konsystencja gąbki. Wybaczcie mi plastyczność opisu, ale cóż, posiadanie psa wiążę się również z posiadaniem (przynajmniej chwilowym) produktów ubocznych. Teraz jest Lukullus i jakby się unormowało. Zobaczymy jak będzie dalej. Saszetki z Lukullusa to pieskowy raj - dostaliśmy w gratisie i bardzo, bardzo żałuję, że karmienie nimi Szili jest finansowym samobójstwem, bo chyba jeszcze nic tak szaleńczo nie smakowało mojemu psu. Tak coś czuję, że potestujemy, a i tak skończymy na TOTW-ie :P Zobaczymy, czy coś się z pieseczkowymi dziwactwami skórnymi wyklaruje.

Jako smaczki wykorzystujemy parówki, żółty ser, smaczki biedronkowe ActivPet, ciasteczka wyprodukowane włanoręcznie, czasem karmę i Frolica.

Z rzeczy, których nie wolno, piesek jada lody, rurki śmietankowe z Biedronki i masło orzechowe. Incydentalnie, ale jednak.


Pieseczek i inne zwierzęta:


Nie narzekam. Czasem coś nie podpasuje, ale ogólnie piesek jest skłonny pokochać wszystko mniejsze od siebie. Rozczuliła mnie niańcząc jednego z półdzikich kociaków, który podbiegł do niej kiedyś pod blokiem. Jest raczej ugodowa, jak jej jakiś pies postanowi wpierniczyć, to ucieka do mnie i szuka ochrony, jednak ostatnio jeden młodziak skłonił ją do obnażenia zębisk aż po same dziąsła i wybulgotania po psiemu takiej wiąchy, że aż się szanowny małżonek przestraszył.

Matka, mokro!

Pieseczek i dziwactwa:


  • Pieseczek w okolicach bieżącej wody sika na płyciźnie. Do wody. Schodzi, kuca, moczy zadziec i sika. Bo tak jest lepiej i już.
  • Pieseczek uwielbia gotowane ziemniaki.
  • Pieseczek lamentuje o poranku, jeśli nie może dosięgnąć któregoś z nas (a tego, który leży od ściany dosięgnąć nie da rady, więc jojczy co rano) - nie wiem o co chodzi.
  • Kiedy pieseczek chce wyjść na dwór i już nie wytrzymuje, to wpada w histerię. Nie wie, jak pokazać, że chce wyjść, więc chowa się do klatki i zaczyna płakać.
  • Pieseczek zjada futro, które z niej wyczeszę - to znaczy stara się zjeść, a ja staram się temu zapobiec. 
  • Zaniepokojony pieseczek zapiernicza w kółko. Pan zniknął? Tam jest COŚ? Spacer się spóźnia? Trzeba zachrzaniać po obwodzie całego dostępnego areału. W domu zachrzanianie nie występuje.

10 komentarzy:

  1. Letnia fryzura faktycznie mocno odchudzająca! :)
    Jestem mocno zaskoczona responsywnością. Nie na komendy nawet, ale na emocje. Że jak nakrzyczałaś, to proszę, siku na dywan, "zobacz jakiego mam focha." Mało przyjemny sposób komunikacji ale jednak! Jak Wy się porozumiewacie! :)
    Ser żółty rządzi. Odnoszę wrażenie że pies mój woli ser od szynki. Przez chwilę się cieszyłam, że to taniej, ale niekoniecznie :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Ah, i jeszcze w kwestii tego, że "matka, mokro" na zdjęciu ;) Próbowałaś pozwolić jej pływać? Z ciekawości pytam czy lubi :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szila pływa o ile jestem w wodzie razem z nią. Beze mnie wchodzi do połowy łapek i się macza :P
    Ser żółty zdecydowanie wygrywa u nas z szynką.

    Siku to nie był foch, to była reakcja na gniew boski. Do końca dnia sucz płożyła się pod ścianami, choć nie raz słyszała moje wrzaski i nie robiły na niej takiego wrażenia. Nie wiem o co chodziło w tej konkretnej sytuacji, na szczęście się nie powtórzyła, a ja dostałam nauczkę, żeby jednak lepiej pilnować własnych emocji :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Niesamowite relacje z pieseczkiem :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ależ ona jest piękna!
    I gratuluję wzięcia jej z schroniska ;)

    Jaką fajną jasną strzałę ma na czarnym nosie, Szila jest wyjątkowa i bardzo cwana ;)
    Życzę dalszej owocnej pracy z nią.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Hahaha umarłam :D post jest powalający na łopatki. Uwielbiam psy, sama miałam jamnika długowłosego, zmarł w zeszłym roku w wieku 18 lat. Do dziś nie potrafię sobie z tym poradzić :(

    OdpowiedzUsuń
  7. Zaśmiewała się w głos czytając, a przy tekście "Kiedy pieseczek chce wyjść na dwór i już nie wytrzymuje, to wpada w histerię. Nie wie, jak pokazać, że chce wyjść, więc chowa się do klatki i zaczyna płakać." kwiczałam już :) jesteście cudny team! :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Jeżu, jeżu, nie pamiętam kiedy ostatni raz się tak uśmiałam! :D
    Przedstawiłaś mi ONka z zupełnie innej strony - na nowo polubiłam! :D

    OdpowiedzUsuń
  9. Ten pieseczek to całkiem pokaźna sztuka pieseła :)

    OdpowiedzUsuń